Wiecha... i budowlane dylematy
W piątek podskoczyliśmy na budowę i już zdaleka było widać cosik na dachu
Spytałam Panów czy będzie do tego jeszcze jakiś wianuszek...nie będzie, a szkoda. Słowo się rzekło, kobyłka u płota trza będzie spełnić powinność inwestora.
Panowie obdeskowali już prawie cały dach, zabrakło troszkę desek, więc się wzięli za membranie i łatanie i wszystko co obdeskowane zostało omembrowane i ołatane
Przy okazji, zerknijcie na zdjęcie poniżej, chodzi mi o lukarnę (a dokładnie daszek, środek daszku nie jest centralnie nad środkiem okna)...jak nie była odeskowana, to tego nie widziałam, dopiero teraz. Na początku machnęłam na to ręką, ale jak wracaliśmy z małżem to nie dawało mi to spokoju. Małż zadzwonił do dekarza, dekarz od razu sprawdził, potwierdził, że jest pomyłka i cieśla to poprawi...ufff. Dobrze, że zauważyłam to teraz, a nie jak dachówka byłaby położona.
Kolejna rzecz, która nie daje mi spokoju. Daszek przed wejściem. Zastanawiam się czy jak dojdzie dachówka i rynna, to czy nie będzie to za blisko okna. Dekarz uspokaja, że zostanie trochę centymentrów i będzie git. A po drugie, czy nie przyciąć trochę tych krokwi bo boję się, że jak się zrobi podbitkę, to będzie ona tak nisko, że stojąc na schodach będzie można sięgnąć ręką, a nie chciałabym tego. Na szczęście na razie daszek zostawiamy w spokoju i nic z nim nie robimy (za radą dekarza), żeby nie ubrudzić dachówek przy dalszych czynnościach ociepleniowcyh.